To będzie pewnie jedna z moich najboleśniejszych opowieści: o stracie, ale także o miłości i o tym, że ludzie mają ogromne serca. 17 października minęła 4 rocznica pożaru mojego biura w Kuźni Społecznej.


Moje biuro po pożarze

Tego dnia wstałam około 7 rano - włączyłam telefon i zobaczyłam 20 nieodebranych połączeń. 
Przez chwilę zamarłam, nerwowo oddzwoniłam i usłyszałam, że był pożar w Kuźni, a moje biuro jest doszczętnie zdewastowane. Dowiedziałam się, że nie można tam wchodzić, pożar dokonał ogromnych zniszczeń, podłoga w każdej chwili może się zawalić. Nie ma czego ratować bo większa część spłonęła, reszta jest przykryta czarną mazią i zalana wodą. 


Tak wyglądał korytarz w budynku, który spłonął


Wybite okna, osmolone ściany Kuźnii Społecznej

Pojechałam na miejsce. Przed budynkiem stała grupa ludzi, która całą noc pomagała strażakom wynosić rzeczy z budynku. Straż już kończyła gaszenie. Udało mi się wejść do środka. Widok był przerażający.


Straż pożarna, która dzielnie gasiła pożar


Osmolone i zalane ubrania


Ja, kiedy udało mi się wejść do środka

Po tym wydarzeniu przez 2 tygodnie płakałam, wymiotowalam, leżałam w łóżku.
W tym też czasie zgłosił się do mnie wspaniały kolega Kamil Stańczak, który zaoferował, że poprowadzi zbiórkę i aukcje. Dostałam ogrom wsparcia. Każdy oferował pomoc i służył dobrym słowem. To było naprawde budujące. 
To miłość i dobroć tych ludzi sprawiła, że miałam siłę stawić temu czoła, że mogłam się odrodzić jak feniks z popiołów.


Ja z Kamilem, który dzielnie prowadził aukcje i zbiórkę,
tu jeszcze na pokazie jesteśmy uśmiechnięci i szcześliwi

Całe zdarzenie można prześledzić na facebookowej grupie Spłonęło Atelier!! Licytacje na rzecz You by Tokarska

Powoli zaczęłam stawać na nogi, składając siebie i firmę na nowo. 
Udało się to z końcem roku, choć wstawanie z kolan nie było łatwe. Te 2 miesiące były strasznie wyczerpujące. Czułam, że powinnam odpocząć. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia a ja czułam, że zaraz wybuchnę. Nie było mowy o sprzątaniu, gotowaniu itp.

Jerzyk, mój partner postanowił zabrać mnie na urlop i tam przez tydzień siedziałam pod skałą nad brzegiem morza i ładowałam akumulatory. Wróciłam z czystą głową i siłą do działania. Wigilie spędziliśmy w samolocie.

Rok później - w rocznicę tego wydarzenia czułam, że muszę zrobić coś spektakularnego i od tej pory zaczęłam morsować. Zimna woda pomagała mi ugasić stratę. Nie obyło się też bez terapii.


U nas w biurze wisi taka ramka, która przypomina co się stało w 17.10.2019 roku

Po kilku latach wiem jedno -  niezwykle ważna i potrzebna jest pomoc ludzi, dobre słowo i wsparcie. Bardzo to doceniam i dziękuję Wam wszystkim - Tym, którym mój los nie był obojętny.

Ale najważniejsze, że się nie poddałam! You by Tokarska rozkwita, a ja… - Jestem z siebie dumna :)