Chcę Wam dziś opowiedzieć o zdarzeniu z czasów, kiedy to na początku mieszkania w Olsztynie wybierałam się na targi do Warszawy.

W Olsztynie mieszkamy pod samym dworcem zachodnim, więc jak się da jeżdżę do Warszawy pociągiem.

Jest 7 rano, ja spakowana w ogromną walizkę krzątam się jeszcze po domu. Jerzyk pomógł mi znieść ją po paru schodkach przy domu i zostawił niedaleko kosza na śmieci. Miałam wyjść z domu za niecałe 5 min.


Dzień pakowania się na targi

I teraz zaczyna się akcja jak z filmu, którą rozkminiałam dopiero po paru godzinach.

Idę więc do toalety, w tym czasie podjeżdża śmieciarka, której nie słyszę, bo łazienka jest po drugiej stronie domu. Zabierają moją walizkę myśląc, że to śmieci. Wychodzę z domu po 5 minutach walizki nie ma. 

Myśle ktoś ukradł! O 7 rano komu się chciało? Emocje wzięły górę. Zaczęłam biegać i usilnie szukać podejrzanej osoby z moją walizką. Łzy napływały mi do oczu, aż w końcu zadzwoniłam zgłosić sprawę na policję.


Dzień pakowania się na targi w moim atelier 

W środku kasa fiskalna, czytnik kart, cały towar na targi, wieszaki. To był czas, w którym cała moja firma mieściła się w jednej walizce.

Dzwonię do Jerzyka. On nie odbiera przez godzinę. Pech chciał, że nie zabrał telefonu z samochodu. Pociąg dawno odjechał, ja zaryczana siedzę na schodach.
W końcu oddzwania. Opowiadam mu całą historię, że ukradli,że szukałam, że policja. 

On natomiast, z wielkim spokojem mówi do mnie, że może śmieciarze zabrali, bo dziś dzień wywożenia śmieci u nas na ulicy. Dzwonię więc w pośpiechu do Remondisu, oni odszukali samochód, który obsługuje naszą ulicę.


Targi "Jestem Slow" w Warszawie

Panowie mówią, że owszem zabrali, bo stała przy koszu.  
Stwierdzili, że możemy po ich zakończonym dniu pracy przyjechać na wysypisko i ją zabrać, ale ona jest na samym dnie bo od naszej ulicy zaczynali, a w samochodzie jest zgniatarka i pewnie wiele z niej nie zostało.

Jerzyk był tak miły, że tam pojechał i przywiózł śmierdzące coś, co trochę walizkę przypominało jakby się dobrze przyjrzeć. Kasa fiskalna przetrwała…czytnik kart też. Cała reszta mokra, śmierdząca wylądowała znowu w koszu. 

Na targi dotarłam dzień później.